Świat był, jest i zapewne będzie pełen paradoksów. Okazuje
się, że ja, jako matka jestem jednym z nich. Dlaczego?!? Sama próbuję to sobie
wytłumaczyć ;)
W największym skrócie – jestem matką - „wyrodną matką” ale również „nadgorliwą matką”,
oczywiście w opinii innych, bo moim zdaniem jestem SUPER MAMĄ! Dążę do ideału i
kiedy nabiorę przekonania, że to osiągnęłam od razu dam Wam znać :)
Ja, matka nadgorliwa – podobno przesadzam i wymyślam –
trzymam się swoich zasad i to jest postrzegane jako coś złego… albo moje zasady
są nieodpowiednie… Kurczę, jakbym o tym nie myślała i tak nie znajduję w sobie
winy… Jakkolwiek narcystycznie by to zabrzmiało :)
Nadgorliwość ma przejawia się według mnie działaniach
profilaktycznych – oczywiście sugerowanych przez np. lekarza. Mam tu na myśli
nie dopajanie dziecka, ponieważ karmię piersią, kładzenie córki na tzw. żabkę,
szerokie pieluchowanie, przekładanie główki w łóżeczku na zmianę, podejmowanie
działań, by córka jak najwięcej raczkowała, a nie od razu stawała na nogi. „Bo
mój syn w tym wieku już chodził”, „chodzik stoi a ty jej każesz raczkować”….
I tu paradoks – nie dopajasz dziecka – źle, „jesteś
nadgorliwa, nie trzeba stosować się do wszystkich rad lekarzy” – zaczynasz po
pół roku dopajać – również źle, bo „dlaczego podajesz jej tylko wodę/ dlaczego
nie dodsładzasz glukozą/ dlaczego nie dajesz soczków?”
Przykładów są dziesiątki…
Co do wyrodnej matki – słyszałam kilka razy owy epitet w
moim kierunku. Cytując – „wyrodna matka z ciebie bo nie dajesz dziecku smoczka/
nie podajesz słodyczy/ nie bawisz się z nią tylko pozwalasz jej bawić się samej”…
Zastanawia mnie tylko
jak można nazwać wyrodną matką osobę, która ma inne priorytety odnośnie
wychowania dziecka i osobę, która np. porzuca swoje dzieci.
Jestem przekonana, że każda z Was miała dość „dobrych rad”
mam, cioć, koleżanek etc. Osobiście jestem na wszelkie rady otwarta, ale to czy
zacznę je stosować czy też nie to jest moja sprawa – owszem MOGĘ, nie MUSZĘ! OOOO!
A ja podobno jestem zla matka, bo moje dziecko jest "cycusiem mamusi". I to moja wina bo za duzo je przytulam i w ogole. Takze doskonale rozumiem powyzszy tekst :)
OdpowiedzUsuńJak widać tak źle a tak niedobrze... pocieszające jest to, że nie jestem sama tą najgorszą ;)
UsuńJeśli to są przykłady matki wyrodnej, to niestety ja też nią jestem i wiesz co ?? dobrze mi z tym!!! Mam swoje spojrzenie na wychowywanie mego dziecka i swoje priorytety. Przede wszystkim nikt nie będzie mi mówił co dla niego będzie dobre, a co złe. Ostatecznie to ja jestem Mamą i ja decyduję. Chciałam również zauważyć, że wiele "zabiegów" przekazywanych od prababci, babci i jej koleżanki jest nieaktualne i wręcz mogą dzieciom szkodzić, a już na pewno w niczym nie pomagają i od niczego nie chronią, a taki argument jak ten: "ja tak robiłam jak moje dzieci były małe, bo tak moja mam mi mówiła" - na mnie to nie działa.
OdpowiedzUsuńNie martw się nie jesteś jak widać jedyną matką wyrodną - jest jeszcze pośród Twych koleżanek taka sama wariatka jak Ty, która przy okazji posiadania dziecka sięga przede wszystkim do literatury naukowej, a także wszelkie swe działania opiera na dowodach naukowych, a nie na nic nie wartych podaniach, sugestiach i "dobrych radach".
Dlatego tak często proszę Cię o radę ;)
UsuńWażne jest co Ty robisz, jako MATKA, bo potem nikt z tych dobrze radzących nie będzie musiał radzić sobie np. z otyłością dziecka, jeśli wcześniej podpowiadał o dopajaniu glukozą czy soczkami, to my MY jesteśmy Rodzicami i to My odpowiadamy za nasze dziecko...
OdpowiedzUsuń